Aniele, stróżu mój... szeptaliśmy przez setki lat. Myliliśmy się. Teraz to właśnie ONE okazały się naszym największym koszmarem.
Postapokaliptyczny krajobraz to nowa codzienność, do której musi przywyknąć ludzkość. Ziemia okupowana jest przez złowrogie anioły, a ludzie walczą z głodem, brakiem prądu i wody oraz z gangami, rządzącymi teraz ulicami. Siedemnastoletnia Penryn opiekuje się młodszą siostrą poruszającą się na wózku i niezrównoważoną matką. Podczas poszukiwania jedzenia dziewczyna jest świadkiem zstąpienia kilku aniołów, które odcinają swojemu pobratymcowi skrzydła. Niczym w najgorszych koszmarach, anioły dostrzegają Penryn i porywają jej małą siostrę, Paige. Jedyne co teraz może zrobić Penryn, aby uratować siostrę, to zjednoczyć siły z okaleczonym aniołem, który może doprowadzić ją do miejsca przetrzymywania Paige. O ile jeszcze żyje...
Kiedy zacząłem czytać Angelfall, od razu skojarzyło mi się z Igrzyskami śmierci. Dzielna dziewczyna ratująca młodszą siostrę i matka nie do końca spełniająca swoją rolę. Ponadto bardzo podobny styl pisania autorki i narracja w czasie teraźniejszym. Nie było to bynajmniej złe pierwsze wrażenie, wręcz przeciwnie! Susan Ee posługuje się słowami równie błyskotliwie, co Suzanne Collins.
Penryn zmierza ku San Francisco wraz ze swoim towarzyszem, aniołem o imieniu Raffe. Cóż, chyba nie będzie zaskoczeniem fakt, że między tymi dwoma może zaiskrzyć. Angelfall wpisuje się w popularny gatunek romansu paranormalnego, aczkolwiek jest on tu nakreślony nienachalnie i - całe szczęście - autorka prowadzi Penryn stałą drogą, jej decyzje są w pełni logiczne i samokrytyczne. Penryn ani na chwilę nie zapomina o swoim głównym celu. Samego romansu jest więc w tym tomie niewiele, choć kolejny prawdopodobnie skupi się na tym w większym stopniu.
Postacie są niebanalne, a najbardziej oryginalną jest chyba matka Penryn. Mimo, że nie podróżuje razem z córką, przewija się przez całą powieść. Jej relacja z Penryn jest co najmniej osobliwa. Wspomnieć trzeba także o aniołach. Wiele ich zachowań przypomina ludzkie, ale główna bohaterka strofuje samą siebie przypominając sobie, że tak naprawdę nie są oni ludźmi. Czego dokładnie chcą i co robią na Ziemi? Czy ludzkość ma jeszcze szansę przeżyć i odzyskać dawne życie?
Jedyne czego mi brakowało w powieści to dokładniejszego opisu, co doprowadziło do obecnego stanu sytuację na Ziemi. Penryn od czasu do czasu odkrywa jakąś kartę przeszłości, ale po skończeniu książki wciąż czułem się nienasycony. Na szczęście perspektywa kolejnej części daje nadzieję na dowiedzenie się czegoś więcej.
Opowieść Penryn o końcu świata to znakomita powieść w klimacie dystopii. Wielbicieli tego gatunku nie muszę chyba dłużej zachęcać, a pozostali niech pokierują się pięknym wydaniem książki. W tym wypadku na pewno nie poczujecie się zawiedzeni jej zawartością!
Ocena: dobra
Za możliwość przeczytania książki dziękuję bardzo wydawnictwu Filia.
Na mnie książka zrobiła bardzo pozywne wrażenie
OdpowiedzUsuńNo cóż, osobiście chwytam się wszystkiego, co przedstawia anioły w jakikolwiek sposób (choć najbardziej przemawiają do mnie te, związane chociaż trochę z biblijnymi), ale anioły niszczące świat ludzki nie bardzo do mnie przemawiają. Nie zmienia to jednak faktu, że kiedyś czytałam już coś podobnego. Mam tu na myśli "Anioła", opowiadające historię Willow. Również romans paranormalny.
OdpowiedzUsuńCzytam początek Twojej recenzji, widzę zdanie o siostrze, matce i tym poszukiwaniu jedzenia, i od razu na myśl przychodzą mi właśnie "Igrzyska". Jednak, w moim przypadku, nie powiedziałabym, że to dobre skojarzenie. Już nawet nie przez wzgląd na opinię, jaką mam o tej książce, ale fakt, że objawia się to jako czerpanie z twórczości już dwóch innych autorek. To z kolei jest dla mnie bardzo nie w porządku.
Pomimo tego, z chęcią przeczytałabym "Angelfall" i na pewno to kiedyś zrobię. Miejmy nadzieję, szybciej niż później. Tymczasem pozostaje mi czytanie różnych recenzji tej książki, bo, jak na razie, spotykam się i z pozytywnymi i negatywnymi.
Pozdrawiam,
Himitsu.
Ja z negatywną się jeszcze nie spotkałem :)
UsuńAutorka rzeczywiście zdaje się czerpać z innych powieści, ale robi to w miarę umiejętnie, więc mi w tym przypadku to nie przeszkadzało. Skoro poza tym książka jest dobrze napisana, to ie ma co się czepiać ;)
Planuję kupić "Angelfall" wkrótce - mam nadzieję, że spodoba mi się tak bardzo jak i Tobie. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Akurat ja widziałam dość wiele negatywnych opinii, ale i tak muszę koniecznie przeczytać "Angelfall" - dystopia i anioły? Silna bohaterka przypominająca Katniss? Lubię to!
OdpowiedzUsuńMyslr, ze to bedzie jedna z najlepszych ksiazek z 2013 roku. Nie moge sie doczekac, kiedy ja ja przeczytam.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że szybko uda mi się ją dopaść, bo każda kolejna pozytywna opinia sprawia, że coraz bardziej się niecierpliwię. Trochę martwi mnie to porównanie z "Igrzyskami...", ale mam nadzieję, że i mnie książka się spodoba. :)
OdpowiedzUsuńNa pewno przeczytam, ale kiedy to nie jestem w stanie powiedzieć:)
OdpowiedzUsuńWidzę, że warto dać jej szansę:)
OdpowiedzUsuńMam na nią bardzo dużo ochotę. Okładka jest zniewalająca, a fabuła jeszcze bardziej mnie ciekawi. ;)
OdpowiedzUsuńRecenzja dodana do wyzwania :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie!
Książkę mam na swoje półce miałam zabrać się za nią po maturze ale chyba nie wytrwam ;p
OdpowiedzUsuńAj tam matura! ;D Jak zaczniesz Angelfall ani się obejrzysz, a już skończysz :)
UsuńMam na nią ochotę, mimo że póki co zbiera recenzje takie sobie.
OdpowiedzUsuńHej, już kolejna osoba to mówi, a ja naprawdę nie wiem gdzie Wy te takie sobie recenzje widzieliście :P
UsuńTutaj mam dylemat, mój drogi. Otóż,sama książka jakoś szczególnie mnie nie zachęca. Po prostu. Tyle, że tematyka aniołów w każdej możliwej wersji, bardzo mnie pociąga. Cóż, chyba muszę się poddać przeznaczeniu. Jak wpadnie w ręce to przeczytam, jak nie- najwyraźniej tak miało być.
OdpowiedzUsuńMam ksiązkę w nieco dalszych planch. Lubie anioły i postapokaliptyki, więc sądzę, że wczesniej, czy póxniej Angelfall trafi w moje łapki...
OdpowiedzUsuńA co do żelek frugowych - czarne i zielone są najlepsze, ale czerwone też niczego sobie :)
Jak dla mnie jedna z najlepszych premier, a jeszcze końcowe sceny, które przywiodły mi skojarzenie z Obcym i Armią Boga, dodatkowo usytuowały książkę pani Ee na piedestale ;)
OdpowiedzUsuńNie czytałam, a obecnie też podchodzę z rezerwą do wszystkiego, co do "Igrzysk śmierci" jest porównywane. Ostatnio straszny wysyp takich ksiażek. Jednak Twój tekst jest kolejną pozytywną opinią, którą czytam, więc faktycznie pewnie warto się przekonać. :)
OdpowiedzUsuńMi po opisie (notce wydawniczej) książka najpierw skojarzyła się z "Siewcą wiatru" Kossakowskiej. :)
Słyszałam o niej i intryguje mnie, aczkolwiek nie każde paranormal podoba mi się, ale może przeczytam :)
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc nie czytała żadnej powieści pani Collins, ale zamierzam. Nie jestem jakoś bardzo nastawiona na tą książkę, po prostu jeśli trafi się okazja to przeczytam ją. Fajna recenzja, lubię takie - nie za długa, nie za krótka ; )
OdpowiedzUsuńChętnie przeczytam! Zapraszam na mojego bloga literackiego: recenzujemyto.blogspot.com
OdpowiedzUsuńNa pewno przeczytam :)
OdpowiedzUsuńzapraszam na nowe forum o Angelfall
OdpowiedzUsuńmożna się dowiedzieć kilku ciekawych rzeczy, trwają właśnie konkursy
www.angelfall.fora.pl