Przejdź do głównej zawartości

Manitou

Czasami zdarza mi się sięgnąć po jakąś książkę zupełnie spontanicznie, bez żadnego przemyślenia. Tak właśnie postąpiłem z Manitou. O autorze wcześniej słyszałem, ale nie wiedziałem nic na temat jego książek. Niemal przypadkowo zajrzałem na tył okładki jednej z jego powieści, gdzie znalazłem krótki opis - coś o indiańskiej magii i nadprzyrodzonych mocach. Ponieważ z podobną historią nie miałem jeszcze do czynienia, rozpocząłem lekturę debiutu Grahama Mastertona pod tytułem Manitou.

Harry Erskine to jasnowidz zamieszkały w Nowy Jorku. No, może moce głównego bohatera nie do końca odpowiadają wyobrażeniom jego klientów, ale najważniejsze, że Harry ma stałe źródło utrzymania. Wszystko układa mu się jak najlepiej, do czasu aż przybywa do niego młoda kobieta, Karen Tandy. Na jej karku z zatrważającą szybkością rośnie dziwny guz, a lekarze nie są pewni z czym mają do czynienia. Karen postanowiła więc zapytać o radę kogoś, kto zna się na nadnaturalnych przypadkach. Widząc powagę sytuacji i zagrożenie życia kobiety, Harry sprowadza prawdziwych specjalistów. Tymczasem guz powiększa się do ogromnych rozmiarów. Podejrzenie pada na próbującego odrodzić się indiańskiego szamana Misquamacusa. Zagrożona jest więc nie tylko Karen, ale i cały Nowy Jork.

Tak naprawdę nie spodziewałem się niczego niezwykłego po tej książce, ale muszę przyznać, że jest to całkiem dobry horror. Kiedy rozpoczyna się właściwa akcja, autor żongluje makabrycznymi scenami, od których ciarki mogą przejść po plecach. Bardzo ciekawym konceptem było oparcie powieści o indiańską magię. By przeciwdziałać złu, konieczne jest przyzwanie odpowiednich demonów.

Główna postać to tradycyjny bohater próbujący ratować wszystko za wszelką cenę. Nie jest wszechmocny, ale w zwycięstwie pomagają mu inni. Ta wygrana jest jednak niepewna. Indiański szaman posiada olbrzymią moc, z którą niezwykle trudno walczyć. Wydaje się, że sytuacja jest skrajnie beznadziejna, tym bardziej, że nie wszyscy chcą wierzyć w istnienie pradawnych demonów.

Manitou rozpoczyna cykl o Harrym Erskine, jego przyjacielu Śpiewającej Skale i ich przeciwniku Misquamacusie. Prostota fabuły sprawdza się tu w zadowalającym stopniu, a powieść czyta się z zaciekawieniem. Co prawda rozwiązanie problemu zdało mi się trochę dziwne, ale na to da się przymknąć oko. Może nie zostanę fanem Mastertona, natomiast z ciekawością zajrzę do kolejnego tomu, bo ten wywarł na mnie całkiem pozytywne wrażenie.

Ocena: dobra

Komentarze

  1. Ksiazka bardzo w moim typie zacheciles mnie :)
    Pozdrawiam Damian :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham tego autora! :D Tej książki jeszcze nie czytałam, ale to tylko kwestia czasu :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Lata świetlne temu czytałam tę książkę, ale miło ją wspominam, poza tym Masterton to jeden z moich ulubionych pisarzy grozy do których mam wyjątkowy sentyment, bo na jego książkach dorastałam :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Akurat twórczość tego autora mam zamiar dopiero poznawać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam, ale bardzo dawno temu :) Mam słabość do Mastertona i tak już chyba pozostanie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hm... czegoś takiego jeszcze nie czytałam. Jeszcze nie wiem, czy się na nią zdecyduję, ale jakby co będę ją miała na uwadze. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawe, nie powiem. Nie czytałam jeszcze żadnej książki, gdzie fabuła powiązana byłaby z indyjską magią. Zainteresowałeś mnie tym guzem, bo w końcu co to było? Może zechciałbyś wyjaśnić? :P
    Ciepło,
    Ew

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo interesująca fabuła, zainteresowałeś mnie tą pozycją:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Pamiętam jak czytałam pierwszą część. Bałam się spać sama w domu.

    OdpowiedzUsuń
  10. och, Masterton! Sama poznałam tego pana równie przypadkowo i spontanicznie. Sięgnęłam pod wpływem chwili po jego Bazyliszka w miejskiej bibliotece i... no cóż, moja przygoda z Mastertonem na tym niestety póki co się zatrzymała. Nie mówię, że facet jest zły, bo dla mnie jest raczej... zabawny. Faktycznie nie można mu jednak odmówić mnogości makabrycznych scen i nietuzinkowych rozwiązań. Po Manitou raczej nie sięgnę, ale myślę, że to dobra pora, by odnowić zakurzoną znajomość z panem Grahamem.

    OdpowiedzUsuń
  11. Rzadko czytam horrory, chociaż czasem fajnie przeczytać coś takiego :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo ciekawy tytuł, przyciąga uwagę. Nie jestem wielką fanką takich horrorów, ale gdzieś już słyszałam nazwisko autora. Pewnie nie szybko sięgnę po tę książkę, choć czasem warto spróbować czegoś innego :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie czytam horrorów, nigdy nie czytałam, jakiś sposobem zawsze je omijam. Myślę, że nie jest on na tyle niezwykły, by zmienić moje upodobania czytelnicze. A ten temat guza jakoś mnie przeraża... Podziękuję.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  14. Mastertoona mam w planach od dawna, chociaż mam też świadomość, jak rózne opinie istnieją na temat jego twórczości. Kurczę, dziwnie to zdanie zabrzmiało... W każdym razie autor znany mi jedynie z recenzji, a liczę na to, że zabiorę się za jego książki w nadchodzącym czasie. ta indiańska magia bardzo mnie intryguje. Po horrory sięgam rzadko, ale zdarza się ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Z Mastertonem spotkałam się do tej pory tylko raz- na kartach "Zjawy". Nie była ona w sumie zła, klimacik miała całkiem, całkiem, jednak z jakiegoś, nie do końca znanego mi powodu więcej po powieści tego pana nie sięgnęłam. ;) Czy przeczytam "Manitou"? Nie wiem. Może. :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  16. Krótko i na temat - podoba mi się recenzja!
    Za książkę się nie wezmę - nie przepadam za horrorami ani bytami podobnymi ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  17. autora kojarzę, ale nic jego nie znam, więc ta książka może być na dobry początek:D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Bardzo zależy mi na Waszych komentarzach. Jeśli już tu trafiłeś/aś, pozostaw proszę po sobie choć słówko :)

Popularne posty

Marina

Zaginione wrota

Faza trzecia: Kłamstwa