Przejdź do głównej zawartości

Zaginione wrota

Orson Scott Card to ceniony pisarz fantasy i science-fiction, znany przede wszystkim z serii książek rozpoczynających się sławną Grą Endera. Choć z tą powieścią nie miałem jeszcze do czynienia, skusiłem się na jedną z jego nowszych pozycji - Zaginione wrota.

Głównym bohaterem jest tu Danny North, trzynastoletni chłopak mieszkający z dala od ludzi wraz z mnóstwem ciotek, wujków, kuzynów i kim jeszcze można zapragnąć, czy raczej nie przepadać. Northowie to jedna z rodzin posługujących się magią i szkoląca młodych jej członków w różnych, zależnych od osobnika kierunkach. Niestety Danny, mimo potężnych magicznie rodziców, wykazuje całkowity brak zdolności do jakiejkolwiek magii. Wkrótce okazuje się jednak, że jest to początkowa cecha charakterystyczna dla magów wrót, od wielu stuleci zwalczanych przez magiczne rodziny w obawie przed zagładą. Magia wrót to ni mniej, ni więcej jak teleportacja, a historia z przeszłości nie pozwala nikomu zapomnieć o jej straszliwych możliwościach.

Równolegle do przygód Danny'ego poznajemy drugą historię, dziejącą się na planecie Westil, z której pochodzą wszyscy magowie. Opowiada o innym magu wrót, którego tożsamość pozostaje tajemnicą do końca powieści. Szczęśliwie, że odpowiedź jest zaskakująca, bo nie mogę powiedzieć o tym wątku, żeby mnie zaciekawił. Opiera się on na intrygach, choć według mnie mało wiarygodnych.

Zaginione wrota wywołały we mnie bardzo różne emocje. Niektóre fragmenty historii wciągnęły mnie bez reszty, inne wydały się niezjadliwe. Czytając o losach Danny'ego czułem coś w rodzaju niezdrowej fascynacji. Pierwszy rozdział niepokojąco przypominał mi Xanth, z którą to powieścią uporałem się z trudem jakiś czas temu. Mam wrażenie, że autor zaczął tę historię trochę od złej strony. Później akcja na szczęście się rozwija i często idzie w zupełnie niespodziewanym kierunku. Co ciekawe, w posłowiu dowiedzieć się można o powstawaniu książki i to, o czym pisze tam autor wyraźnie widoczne jest w całej powieści. Np. czytając rozdział bliższy końcowi niż początkowi pomyślałem, że zazwyczaj takie wydarzenia mają miejsce na wstępie powieści. W posłowiu wyjaśniło się, że Card miał zamiar tam go właśnie umieścić, ale - wyszło inaczej.

W gruncie rzeczy Zaginione wrota są jednak całkiem dobrą powieścią. Mam jeszcze zastrzeżenie co do polskiego tłumaczenia: dlaczego tłumacz zdecydował się przełożyć nazwę krainy w oryginale brzmiącej Iceway na Iswegię? Nawet jeśli etymologia tej nazwy była taka, jaką przypuścił pan Wilusz (Iceway od Iceland oraz Norway, czyli Iswegia od Islandii i Norwegii), nie uważam żeby to dobrze brzmiało. Poza tym inne nazwy nie zostały w żaden sposób zmienione.

Zaginione wrota to łatwo czytająca się fantastyka, która nie wprowadza jednak do gatunku nic nowego. Wszystkie motywy występujące w powieści są już czytelnikom gatunku dobrze znane, wręcz oklepane. Nie zaszkodzi jednak sięgnąć po tę powieść Carda, o tak dla rozrywki.

Ocena: dobra

Komentarze

  1. No właśnie - niby niezłe, a jednak nic odkrywczego, zero wow. Jakoś szkoda mi czasu na takie książki, tym bardziej, iż akurat w przypadku tego autora mam dziwne wrażenie, że to książki tylko dla facetów :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba wolę jednak książki, z których dowiem się czegoś nowego tym bardziej, że różnie bywa ze stopniem ciekawości treści:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Szczerze powiedziawszy średnio mnie Twoja recenzja zachęciła. Właściwie szkopuł tkwi nawet nie tyle w samej recenzji, co bardziej w głównym bohaterze powieści. Zwyczajnie nigdy, odkąd tylko nabyłam wystarczającą ilość mózgu, że tak po swojemu ładnie określę (to nic, że brzmi niepoprawnie i prawdopodobnie nikt nie zrozumie, co dokładnie mam na myśli, lubię swoje kaleczące polski język powiedzonka), wręcz nie mogę ścierpieć powieści czy innej grafomanii, gdzie głównym bohaterem jest dziecko. Bo inaczej trzynastolatka określić nie mogę. Może i wcale nie jestem taka stara, może mam ledwie kilka lat więcej od niego, acz zwyczajnie denerwują mnie takie dzieciaki, a wszystko przez (po raz kolejny już) uprzedzenia, jakich nabyłam w trakcie czytania takich książek jak GONE chociażby. Z reguły są kompletnie nierealne i bezsensowne, co mnie na przykład odrzuca na kilometr w większości przypadków. Oczywiście nie twierdzę, że wszystkie książki o trzynastolatkach są złe, bo faktycznie, zdarzają się naprawdę bardzo nieliczne wyjątki. Aczkolwiek póki co chyba nie będę miała możliwości się do nich przekonać, z racji na moje zrażenie się. Zresztą, ostatnimi czasy i tak zdecydowanie bardziej wolę znacznie dojrzalszych bohaterów. No, w każdym razie starszym, bo dorosły a dojrzały to niekoniecznie zawsze synonimy. :D
    Aha, i proponowałabym justować tekst w postach - czyta się wtedy dużo wygodniej, a i wygląda to znacznie przejrzyściej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Im człowiek starszy tym trudniej mu się przekonać do młodszych bohaterów, ale ja usilnie próbuję zapamiętać, że to wcale nic dziwnego, iż tak się zachowują, i że gdybym sam miał 13 lat to też by mnie to nie dziwiło :D Może trochę to naiwne, może nie, ale przynajmniej mam większą przyjemność z czytania :P
      Na pocieszenie jeśli chodzi o tę książkę, to główny bohater pod koniec ma już 16 lat.

      PS wyjustowane na życzenie, dzięki za uwagę :)

      Usuń
    2. Właściwie tu chyba nie chodzi o mój wiek, bo we wszelkich tworach, jakie czytuję (a czytuję ich dość sporo najróżniejszych, tak myślę), bardzo lubię młodsze rodzeństwo wszelkich postaci, o ile dobrze jest wykreowane. Sądzę, że to raczej kwestia tego, że ci wszyscy nastolatkowie w tych wielkich książkach są po prostu nierealni - albo zbyt dorośli, albo zbyt dziecinnie. Naprawdę trudno to wyważyć, wyczuć, ja to rozumiem i dlatego chyba tym bardziej podziwiam autorów, którym się to uda. Tak, dlatego chyba wolę te dzieciaki jako postacie drugoplanowe. Łatwiej je poprowadzić i są zdecydowanie wiarygodniejsze, moim zdaniem.
      Trzy lata w przeciągu tylko jednej książki? Może i jestem dziwna, ale jak dla mnie to raczej mało zachęcające, bo albo wszystko pędzi do przodu, albo są duże przeskoki, a ja kręcę nosem i na jedno, i na drugie. Co ja poradzę, że marudne ze mnie stworzenie.
      A, skoro już żeśmy o temat wieku zahaczyli. Mogę zadać niedyskretne pytanie o wiek? Bo mnie, po prawdzie, od samego początku to nurtuje. :>

      PS Przeczulona na punkcie estetyki, nie mogłam sobie darować. Nie wiem, czy za czepialstwo wypada dziękować, ale jeśli już, to wierzaj mi, nie ma wcale a wcale za co. :P

      Usuń
    3. Też zwykle nie lubię takich przeskoków, ale tutaj nawet zgrabnie to wypadło.
      A proszę, ciekawe czy się zdziwisz... rocznik 93!

      Usuń
    4. Zdziwiłam się. Oj, zdziwiłam.

      Usuń
    5. Ale dobrze czy źle? XD bo aż się zaniepokoiłem :P

      Usuń
  4. Czyli wobec "Zaginionych wrót" miałeś takie same odczucia, jak ja wobec "Daru" - niby książka nie jste zła, ale przymiotnik "świetny" też do niej nie pasuje. xD Nie wiem, czy sięgnę po tę książkę Carda(ale po "Grę Endera" na pewno)- może jak natrafię na nią w bibliotece. :)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. * jest, a nie "jste" - kurczę, tworzę nowy język ostatnio. :P

      Usuń
  5. Powiem ci, że za fantastyką tęsknie, dawno nie czytałam nic z tego gatunku i czuje niedosyt, dlatego z mila checia przeczytam kazda ksiazke z tego gatunku, nawet gdyby byla srednia :)

    OdpowiedzUsuń
  6. PRzeraża mnie to, że motywy są oklepane. Znaczy.. ja ogólnie bardzo lubię fantastykę, ale lubię też powiew oryginalności i świeżości :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobrej fantastyki nigdy za mało. I nawet powtarzające się motywy mnie nie odstraszają.

    OdpowiedzUsuń
  8. W sumie to chyba takie średnie, skoro raz było okej, a za drugim razem tak sobie. Nie przepadam za książkami, które w jednej chwili wbijają mnie w fotel, a w drugiej mam ochotę robić wszystko poza czytaniem.

    OdpowiedzUsuń
  9. Szkoda, że ta książka taka nierówna, ale będę miała ją na uwadze. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Niby imię i nazwisko autora mówi za siebie, ale widzę, że jednak nie. Czytałam wiele opinii na temat książek Carda, jednak zwykle były to opinie pozytywne. Także jeżeli chodzi o powieść "Zaginione wrota". Dobrze jest czasem poznać inny punkt widzenia. Chyba wolałabym historię bardziej harmonijną, albo w stu procentach zachwycającą, albo okropną... I mimo że fantasy i science-fiction są bardzo bliskie mojemu sercu, dobrze się zastanowię, zanim sięgnę po tą książkę. ;)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  11. Jakoś nie zaciekawiła mnie ta książka, chociaż fabuła zapowiada się obiecująco.
    Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Raczej nie będę się za nią za bardzo rozglądać, ale jeśli trafi w moje ręce, z chęcią dam jej szansę ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Jakoś nie ciągnie mnie do tej książki...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Bardzo zależy mi na Waszych komentarzach. Jeśli już tu trafiłeś/aś, pozostaw proszę po sobie choć słówko :)

Popularne posty

Marina

Faza trzecia: Kłamstwa